niedziela, 30 września 2012

Kochtag

Freitag był Kochtagiem, ale, że nie chce mi się dużo pisać to wstawię zdjęcia.

Najpierw robiliśmy zakupy, nie chcę mi się szukać przepisów, ale w skrócie robiliśmy typowe szwajcarskie potrawy czyli jakieś mięso, Rösti i tartę ze śliwkami. Każdy był odpowiedzialny za coś, były trzy grupy, teoretycznie, bo ja byłam sama z rosti. W sklepie każda grupa miała kupować na swoje danie, a ja się wycwaniłam zgłaszając do rosti, bo potrzebne są w zasadzie tylko ziemniaki, potem je się ściera, masło na patelnie i parę minut z jednej i potem druga strona. I się tak wycwaniłam, że w sumie chyba nic nie zrobiłam. A tarta ze śliwkami to było gotowe ciasto francuskie i tylko śliwki do obrania i sos. Do mięsa się nie zbliżałam, a to tylko z powodu, że mieliśmy dwie kuchnie i akurat wypadło, że nie byłam w tej.


Na zakupach jedliśmy bułki w których środku umieszcza się czekoladowy batonik. Strasznie słodkie. I niby szwajcarskie, kupuje się to dzieciom, gdy są na zakupach.

A Airi śpi :d




tarta śliwkowa



"moje" Rosti

Potem graliśmy w quiz, nikt nie chciał ogarnąć instrukcji, bo była po niemiecku. W końcu się poświęciłam i wymyśliłam własne zasady :D





A Airi śpi...again

strasznie podobał mi się wystrój domu nauczycielki, która zajmuje się w kanti wymieńcami.

Potem poszliśmy na HESO i w sumie wyszło, że siedzieliśmy i gadaliśmy przy jakimś pawilonie.














Pojutrze połowa czasu :<<<

czwartek, 27 września 2012

Eintauchen in die Vergangenheit...nein, Zukunft!

Dzisiaj wzięło mnie na przelewanie myśli. Blog ten miał być tylko dla mnie, ale teraz już nie wiem kto to czyta, więc ostrzegam, moje przemyślenia są zwykłe i zapewne mało interesujące, a ja sobie lubię porozmyślać o milionie różnych spraw. (szczególnie teraz, gdyż ostatnio mam problemy z zasypaniem. Mój organizm błędnie zrozumiał parę dni temu, że nastąpił koniec wakacji i przestawił się na tryb 5h snu i codziennie do 1-2 w nocy męczę się, próbując zasnąć).
A i pisanie nieszczególnie jest moją pasją.


 Tak sobie siedzę na łóżku i myślę, skąd wziąć 2,5tys. (Pozdrowiam Ika :d)
W Szwajcarii sprawa byłaby prostsza, poszłabym do pracy. Obie moje siostry (15 i 18 lat) mają pracę, młodsza nieregularną i rzadszą (babysitting), ale starsza w weekendy i czasami w tygodniu pracuje jako kelnerka. Ostatnio zaczęła dawać korki i wczoraj jechała zająć się jakimiś dziećmi. Nie mówię, że w Polsce pracy nie ma, dużo osób rozdaje ulotki czy... No właśnie w sumie nie wiem co.  (Maciej, masz pracę w LCB, no ale nie ukrywajmy, że przez malutki nepotyzm :d ) O zarobkach nie będę się rozpisywać, bo jeszcze wpadnę tak szybko w depresję jak zmienia się teraz pogoda. Ale krótko i zwięźle. Szwajcaria jest droga, ale zarabiają parę razy więcej, przez co moja host mama kupi 62 butelki wody, a Renia tylko 12!
Tak więc mam nadzieje, że uda mi się skorzystać troszeczkę z mojego nepotyzmu, ogarnę większą część kasy (ah, naiwnie wierze, że jacyś znani mi sponsorzy się dorzucą) i za rok będę miesiąc po pobycie w miejscu najbardziej egzotycznym i nieeuropejskim, jakie mam REALNĄ szansę odwiedzić...

Jutro będzie równo jeden miesiąc mojej egzystencji tutaj. Na chwilę obecną nie chcę wracać i nie sądzę żeby ten stan się zmienił. Codziennie rano, siedząc i jedząc słodkie śniadanie po francusku, żałuję, że nie jestem na rok. I moje największe przemyślenie póki co, to że tu, na wymianie, nie chodzi o język. Sama na początku, zgłaszając się do programu, myślałam najbardziej o języku. Ale w tym momencie stwierdzam, że wymiana na Węgrzech, w Serbii czy we flamandzkiej części Belgii byłaby tak samo fascynująca jak tu w Szwajcarii. 
A akurat Szwajcaria mi językowo idealnie podpasowała. Czułam to szczególnie dzisiaj. Gdy z kimś gadam, wyrzucam polski z głowy i operuję niemieckim oraz z innymi wymieńcami angielskim. Na tyle oswoiłam się już z deutschem, że gdy ktoś coś do mnie mówi, nie potrafię od razu stwierdzić czy było to po angielsku, francusku czy niemiecku. Po prostu rozumiem i to jest cudowne uczucie :>
A tak swoją drogą mieszanka niemiecki+angielski+francuski+polski tworzy fajne myśli :>

Coraz więcej komunikuje się z rodziną niemieckim, mniej angielskim, francuskim. Ostatnio nawet tłumaczyłam jakiejś kobiecie w sklepie co jest w jakiejś mrożonce i za ile, bo nie wzięła okularów :D


Oczywiście przytyłam. Widać na zdjęciach.
Mam wrażenie, że stało się to w przeciągu ostatnich dwóch dni.
Łudzę się, że nie wyglądałam tak przez ostatni rok :d
W sumie nic dziwnego, wpieprzam tu ze trzy razy więcej słodkiego. Chociaż miałam nadzieję, że ten zdradziecko postępujący proces nie nastąpi, bo jeżdżę ciągle rowerem. 
Moja młodsza siostra powiedziała, niejako na pocieszenie, że ta najstarsza, będąc przez rok w Peru, przytyła 12 kilogramów. Najstarsza siostra oczywiście. Żeby mnie jeszcze bardziej pocieszyć, pokazała mi jej zdjęcia - przed i po. No to czuje się pocieszona. I dalej wpieprzam za trzech.

Tak jeszcze dodając do tematu tycia na wymianach. Na campie 2 tygodnie temu, co jakąś godzinę, przestrzegali nas przed anoreksją i bulimią, bo ponoć nie każdy sobie z tym radzi. 

Miałam wstawić zdjęcia z Neuchatel, ale mi się na razie nie chce. Mam jeszcze masę zdjęć z różnych kategorii życiowych, ale to może będę sobie stopniowo wrzucać. 
Dzisiaj skok o tyczce (niezbyt korzystne zdjęcie dla mnie, ale co mi tam!).





Neuchatel

A więc Donnerstag był wycieczką do Neuchatel. W Solothurn było ładnie, słonecznie, to w Neueburgu (niemiecka nazwa) wiało, padało, świeciło słońce, padało.


Tak w ogóle to większość zdjęć z tego postu kradnę Coco ponieważ :
a) ma lepszy aparat
b) bo robiłam jej aparatem zdjęcia w Neuchatel, ponieważ mój żołądek się ciągle rozszerza i zapowiedź, że tego dnia będzie piknik potraktowałam serio. Bardzo serio. Aż tak serio, że z natłoku niezbędnych rzeczy w torbie (jedzenia, rzecz jasna :P) nie zmieścił mi się aparat! :D
c) ale zostańmy przy mega dobrym aparacie

jeziorko (olbrzymie, z jeszcze bardziej olbrzymim wiatrem)

muzeum
To co było fajne to, że było wszystko po francusku, niemiecku i czasami angielsku. Ale po ogarnianiu tego wszystkiego byłam strasznie zmęczona.
Dostaliśmy jakieś materiały, tabelki i zadania do wypełniania, ale jakoś się z Coco nie poczuwałyśmy do wypełniania tego.






z Mariajo.




upiekłam ciasto :)


Kawałek centrum Neuchatel, ale byliśmy tam tylko na chwilę. W przyszłym tygodniu zamierzam pojechać tam jeszcze raz z Khei, Coco i Mariajo.




"Heute, wo der Krieg sehr schnell vergessen wird, um Raum fur einen neuen zu schaffen..."

Kunstmuseum

Mittwoch - nawet nie pamiętam co robiliśmy, w sumie to było dwa tygodnie temu. Pamiętam, że Nachmittag był frei, a to najważniejsze ! A! Byliśmy w Kunstmuseum Solothurn. Naszym zadaniem było wybrać sobie jeden obraz i na po feriach naszym zadaniem jest opisanie go.

macht, Kunst, Geld
Mieliśmy zapisywać na kartkach obrazy które nam się podobają i informacje o nich, ale coby się zbytnio nie przemęczać to ograniczyłam się do robienia zdjęć obrazów i podpisów.



Taaa, mój aparat. Ale zdjęcie obrazuje cośmy robili....


Znaczy nie nudziłam się, lubię muzea ze sztuką, ale muszę być sama, by sobie tak pobyć z myślami i chłonąć inne.

To co najbardziej lubię w tym mieście to barokowa starówka, która zamknięta jest murem i ma milion podcieni, wąskich przejść i uliczek...
Potem razem z Khei i Coco poszliśmy na kawę i okazało się, że czasami w ciągu tygodnia jest targ na ryneczku.




sery, sery, sery.


Pogoda typowo jesienna, chmury, deszcz, aczkolwiek jest ciepło.

środa, 26 września 2012

Interlaken

  Interlaken czyli po prostu pomiędzy jeziorami...
Pojechałam tam ze starszą siostrę odwiedzić kuzynostwo. Ich tata (brat mojego taty) jest pastorem tego białego kościółka, mieszkają obok i nie ma sensu więcej pisać bo są zdjęcia :>

Jechałyśmy pociągiem, a potem statkiem...






Robiłyśmy Momo, tybetańskie pierożki :) kuzynka była długo w Nepalu...

Passionblume

widok z okna pokoju Anny :D


Anna i Elisa




tata robi takie oto figurki...


próby zrobienia zdjęcia przez okno pociągu

jako ciekawostkę siostra pokazała mi "stary" pociąg......